Читать бесплатно книгу «Z pamiętnika» Władysław Stanisław Reymont полностью онлайн — MyBook
image
cover

– Chcesz mojej śmierci, tyranie, skąpcze, niegodziwcze… Morderco żony i dzieci!

Jezus! Maria! myślałam, że mi serce wyskoczy! Dobrze, że przyszła ciocia ze Zdzisiem, bo naprawdę byłabym sobie zrobiła co złego.

A potem tak płakałam! tak płakałam, że i ciocia miała łzy w oczach, i Zdziś beczał, i Stokrotki tak żałośnie skomlały, aż Rozalia przyszła z kuchni i zawołała do sypialnego:

– Panienka umiera!

Ma przybiegła, a Pa popatrzył na mnie i uciekł, trzasnąwszy drzwiami, przyszedł dopiero na kolację.

Przyszedł pan Henryk i siedzieliśmy w saloniku, było trochę ciemno, to jest niezupełnie, bo drzwi do jadalnego były uchylone…

Boże, jaki on gwałtowny!… tak się bałam, żeby Ma nie weszła, tak się bałam… Jeszcze mnie usta palą… a on tak mocno… tak słodko… Ma śliczne wąsy i bardzo mu dobrze w takim płaszczu do ziemi, i strasznie go ko…, co miałam mówić?…

Aha, siedzimy, a Pa z przedpokoju już woła:

– Psiakość nóżki baranie! Człowiekiem jestem, obywatelem jestem, ojcem jestem, jedziemy do Włoch. Ja, Jan Gwalbert Adamski z żoną i córką Halą, jedziemy do Włoch.

– I ze Stokrotkami – prosiłam Pa – bo co by one bez nas robiły.

– Dobrze, córko, i ze Stokrotkami, psiakość nóżki baranie.

Chłopiec od kupca przyniósł za Pa wino i bakalie. Wypiliśmy na szczęśliwą podróż, zjedli kolację i Pa zabrał pana Henryka i poszli na piwo.

Myśmy się z Ma i z ciocią spłakały z radości, aż Stokrotki szczekały, bo i one jadą z nami… Prawie cały dom.

*

Poleciałam do Naci, jeszcze siedzieli przy herbacie.

Nie rozebrałam się z żakietu, tylko im wołam z progu:

– Nic nie wiecie?

– Co takiego? – Zerwali się wszyscy.

– Nic nie widzicie we mnie? Niczego się nie domyślacie?

Milczeli.

– Jadę do Włoch! – zawołałam głośno i chciałam uciec, ale brat Naci dopędził mnie przy drzwiach i sprowadził do jadalnego.

Krótko tam siedziałam, może parę minut. Już nigdy nie pójdę do nich.

Szkaradni ludzie, wystygli, zimni. Ja im raz jeszcze mówię, że do Włoch jadę, a oni się nie dziwią!

A matka Naci powiedziała, że to nic nadzwyczajnego, że każdy może tam jechać, byle miał pieniądze.

Jaszczurka! Rozumiem, zazdrości nam! Także figura.

Urzędniczyny! Boże zmiłuj się! Mieszkają w trzech pokojach, Bóg tam wie, jak za nie płacą, i mówią, że jazda do Włoch to nic nadzwyczajnego!

Rzym, Wezuwiusz, papież, Florencja, morze, góry, Wenecja, to nic nadzwyczajnego!

Barbarzyńcy!

Później w nocy

Nie, nie mogę zasnąć… twardo… dam ja jutro Rozalii, że mi tak posłała! Tak mi czegoś smutno! Tak smutno… Zjadłam resztę czekoladek, które przyniósł pan Henryk, i zakręciłam papiloty35, bo zapomniałam ze wzruszenia… Tak marzę o Włoszech, o boskiej Italii, o kwitnących pomarańczach… o… zaraz, trzeba się dobrze namyśleć, co wziąć na drogę… i jak najmniej, bo Pa już zapowiadał:

– Żadnych fatałaszków, brać rzeczy najpotrzebniejsze.

Pa suknie nazywa fatałaszkami! Ach, ci mężczyźni, niby tacy mądrzy, a najprostszych rzeczy nie mogą zrozumieć.

Niedobrze mi jakoś… to ze wzruszenia… Na siebie wezmę ten szary angielski kostium… trzeba zabrać: wizytową, tę jedwabną, potem trzeba wziąć strojniejszą, fularową, może się zdarzyć jaka herbatka tańcująca… potem kostium wiosenny… prawda, przecie tam już wiosna i kwitną pomarańcze… Podobno Włosi są bardzo przystojni i bardzo zuchwali… ciekawam! Trzeba wziąć i białą nad morze, pan Henryk mówił, że mi w niej ślicznie…

Tak mi się oczy kleją…

Później

Już usypiałam, ale Pa przyszedł z piwa taki wesoły, że pocałował mnie, wywrócił fotel i chciał wejść w lustrzaną bieliźniarkę, a Ma tak się rozgniewała, tak krzyczała, aż Stokrotki uciekły do kuchni i zaczęły strasznie szczekać. A ta niegodziwa, bez serca Rozalia oblała je zimną wodą! Ma ją wybiła, bo pieski mogły dostać zapalenia płuc, a Pa obiecał jej dodatkową frycówkę na jutro, jak się wyśpi. Za karę musiała iść aż na Nowy Świat do apteki po wodę sodową dla Pa i po lniane siemię na okłady dla Stokrotek! Dobrze jej tak, bardzo dobrze!

No, ja mu powiem przed ślubem, ja nie chcę, żeby pan Henryk chodził na piwo i wracał tak późno… nad ranem… ja się tak boję spać sama…

Do widzenia, boska Italio, do widzenia!

*

Za cztery dni jedziemy!

Ach, co mamy bieganiny, co pracy z przygotowaniami!

W domu pranie jeneralne36… w saloniku dwie szwaczki szyją i reperują, pomaga im ciocia, bo Ma nie ma czasu, odprawia rekolekcje na intencję szczęśliwej podróży.

Zdziś wybił szybę u lokatora z pierwszego piętra i powiesił na schodach kota tych tam handlarzy z oficyny!

Pa chciał go wybić, ale ciocia obroniła i tak mu za to tyranizowanie dziecka nagadała, że zaraz wyszedł.

Ciocia ma rację, żeby bić chłopca za stłuczenie głupiej szyby i za powieszenie kota, to trzeba być tyranem.

Oho! już ja się nie dam tyranizować panu Henrykowi! Jeszcze czego!

Wczoraj kupiłam dwie bluzki i kapelusz letni… nic już więcej, bo w Wiedniu podobno wszystko tańsze i ładniejsze. O, ja jestem bardzo oszczędną.

Pan Henryk chciał, żebyśmy dzisiaj poszli na odczyt prywatny… ale to takie nudne… bo już wiem z góry, że będą mówili o tych biedakach robotnikach…

– Trzeba coś dla nich robić – mówi zawsze pan Henryk.

A my przecież bardzo dużo robimy dla nich: Pa kupił tabliczkę Towarzystwa Przeciwżebraczego, jest przybita na drzwiach, a ja z Ma i z ciocią kwestowałyśmy na Wielkanoc u Bernardynów, to mi moją nowiusieńką, śliczną suknię tak pokapali woskiem, że już na nic.

Cały wieczór studiowałam z panem Henrykiem Włochy.

O, ja znam dobrze Italię… Czytałam kiedyś, jeszcze na pensji, powieść Ouidy37, działo się we Florencji i Rzymie…

Jakiś młodszy syn lorda kochał się w nauczycielce sióstr!

Boże, jaka to bolesna historia! Ona była chora na suchoty38, a jemu nie pozwalał żenić się ojciec! Okropnie się spłakałam!

Wszyscy ojcowie są tyrani. Wszyscy.

A gdyby Pa nie pozwolił mi iść za pana Henryka?…

Jezus, jakbym była nieszczęśliwa… Ale nie, bo dałaby mu to niepozwolenie Ma! Oho, nic się nie boję.

Zaraz, Włochy to półwysep, oblewany przez dwa morza: Adriatyckie i… i… jakieś tam – mniejsza o jakieś głupie morze. Stolica Rzym ma mieszkańców, co mnie to obchodzi, a Neapol jest położony nad zatoką tegoż nazwiska, najpiękniejszą w świecie. W Neapolu jest Wezuwiusz i śpiewają: O mia Napoli, o santa città39.

Aha, muszę sobie kupić sznur korali, bo to teraz modne, no i tam są bardzo tanie.

Ma powiada, że musimy być dłużej w Rzymie i widzieć papieża!… Naturalnie, jak to, być w Rzymie i nie widzieć papieża!…

Pan Henryk twierdzi, że to będzie bardzo trudno, bo on zna takich, którzy byli w Rzymie i nie widzieli papieża, ale Pa powiedział stanowczo, że to się da zrobić.

– Psiakość baranie nóżki, łapówkę wsunie się, komu należy, trach… i wszystkie drzwi otwarte jak wrota… Cóż to, pierwszy raz będę miał z urzędami do czynienia czy co? Zęby się na tym zjadło i grzeczną eksperiencję40 się ma, a przy tym wszędzie na całym świecie szanuje się porządnych ludzi, zwłaszcza jeśli są posiadaczami z czystą hipoteką, bez grosza długów.

– Pa ma rację… Pa ma sto dwadzieścia razy rację – wołałam, bo pan Henryk uśmiechał się tak dziwnie.

Nie cierpię go za te miny i zaraz po ślubie stanowczo mu tego zabronię, stanowczo, a jeśli nie zechce posłuchać, to pójdziemy do rozwodu, będę nieszczęśliwą i umrę…

On zawsze musi się sprzeczać z Ma i Pa.

I o co? O głupiego stróża, że mieszka w mokrej piwnicy!

Mój Boże, a iluż to biedaków byłoby szczęśliwych, żeby mogło mieć chociaż takie mieszkanie!

Pa kiedyś powiedział o nim: filantrop, altruista z cudzej kieszeni.

Ale ja jestem pewna, że jego nic nie obchodzą ci stróże, a tylko umyślnie tak mówi, żebym się pogniewała i żeby mnie mógł przepraszać… a ja strasznie lubię, jak mnie tak gorąco, tak mocno… przeprasza…

Tylko żeby już raz skończył tę medycynę i wziął się do praktyki… no i żeby się już nie kryć ze wszystkim… bo ja zaraz mam takie głupie rumieńce… że… że… Ma poznaje i krzyczy:

– Hala! ja ci dam całować się ze studentami!

No, to czemu u nas nie bywa jaki hrabia albo literat, przecież ja bym wolała… nie, nie, napisałam niegodziwość, ale przy przepisywaniu na czysto wykreślę z pewnością, bo ja kocham pana Henryka ogromnie, strasznie, nadzwyczajnie go kocham…

Mój dzióbek słodki, mój piesek kochany, mon petit cochon41drogi…

Ktoś dzwoni!

On ogromnie lubi, jak mu tak mówię, tylko chce, żebym go po każdym słowie c…, ja to strasznie lubię, ale boję się, bo Ma mówi, że całowanie przed ślubem, to miłość na kredyt i rzecz bardzo grzeszna… Ma to wie bardzo dobrze, bo jak się ciocia wygadała, Ma miała dwóch narzeczonych… i nie umarli, tylko się nie ożenili z Ma.

Obrzydliwi ci mężczyźni!

Ktoś dzwoni!

Dlaczego Rozalia nie otwiera?

Aha, musi być w bramie z tym lokajem z pierwszego piętra…

Widziałam raz, jak się całowali na schodach.

Te służące to istoty bez czci i bez wstydu – żeby się całować po schodach! i do tego z lokajami!

To wprost obrzydliwe!…

*

Była u mnie Cesia, moja najserdeczniejsza przyjaciółka i najdawniejsza, bo jeszcze na pensji przysięgłyśmy sobie przyjaźń i podpisałyśmy to krwią z serdecznego palca.

Naprawdę, jak kocham Ma i Pa, prawdziwą krwią.

Nagadałyśmy się, nagadały.

Ach, ona jest bardzo nieszczęśliwa w miłości, bardzo! kocha się w Przybyszewskim42! Ja to rozumiem, bo sama kochałam się bardzo nieszczęśliwie… cały miesiąc w jakimś cudnym chłopcu… fotografia jego była wystawiona na Krakowskim Przedmieściu! To codziennie umyślnie przechodziłam, żeby się na niego popatrzeć! A tak się bałam, żeby kto nie zauważył!

Pan Henryk mówi, że Cesia jest ładna i bardzo inteligentna.

Tak, twarz ma niczego, ujdzie, ale nieprawda, że inteligentna, jeszcze na pensji to z francuskiego miewała same dwójki, a czasem i „konia”43. Co prawda, to twarz ma za chudą, bez cery, nos za długi, a oczy jak pudełka szuwaksu44.

Tym mężczyznom to nawet pokojówki mogą się podobać!

Gdzie jej do mnie! A przy tym biedactwo już drugi rok chodzi w tym samym żakiecie!

Ogromnie mnie namawiała, żebym koniecznie, jak będę w Krakowie, poznała Przybyszewskiego… Kuzynek Jaś przywiózł mi jego książki!

Śliczne, ale takie jakieś, takie… oho, znowu te głupie rumieńce.

Skaranie boskie z tymi rumieńcami, już i cytryny jem, i pudruję się, nic nie pomaga, zawsze mnie zdradzają.

Dała mi paczkę do niego i przyznała się, że sama także pisuje!

Ceśka pisuje do druku! Ha! ha! to paradne, miała dwójki z języków i pisuje do druku!

Przecież nawet Pa, jak daje ogłoszenia do „Kurierka” o lokalach do wynajęcia, to musi mu pomagać pan Henryk.

A ona pisuje sama i do druku!

Muszę o tym powiedzieć Naci, uśmiejemy się wybornie.

Ale Przybyszewskiego muszę poznać koniecznie, bo, bo ja strasznie lubię dekadentów.

Pan Henryk śmieje się ze mnie, ale cóż bo pan Henryk?… zaledwie student! i każe mi tylko czytywać naszych wielkich poetów – kiedy… kiedy ten Mickiewicz taki nudny, że już wolę się gonić po jadalnym ze Stokrotkami.

Czytałam przecież Pana Tadeusza, ta Zosia to głupia gęś, źle wychowana i nieprzyzwoita panna, żeby w papilotach i boso przełazić przez płoty! Może to dobre tam gdzieś na prowincji, ale nie u nas w Warszawie. Gęsiarka!

A i wiersze Słowackiego! Czytałam kiedyś głośno przy kolacji, to Pa powiedział:

– Klituś-bajduś, módl się za nami, a komorne już ja sam odbiorę.

Бесплатно

0 
(0 оценок)

Читать книгу: «Z pamiętnika»

Установите приложение, чтобы читать эту книгу бесплатно