Читать книгу «Kochany » онлайн полностью📖 — Моргана Райс — MyBook.
cover
 








Muszę pomóc mu powrócić. On myśli, że ja jestem wybrańcem, że jestem mesjaszem wśród wampirów, czy coś takiego. On jest przekonany, że zaprowadzę go do jakiegoś zaginionego miecza, który zapobiegnie wojnie miedzy wampirami i wszystkich ocali. Osobiście w to nie wierzę. Jego ludzie też w to nie wierzą. Ale wiem, że to wszystko, co ma i nie istnieje dla niego nic ważniejszego. A zaryzykował dla mnie wszystko, wiec przyjemniej tak mogę mu się odwdzięczyć. Dla mnie nie chodzi tu nawet o ten miecz. Ja po prostu nie chcę, żeby odszedł.

Zrobię więc wszystko, co w mojej mocy. I tam zawsze chciałam spróbować odnaleźć mojego ojca. Chcę wiedzieć, kim naprawdę jest. Kim ja naprawdę jestem. Czy naprawdę jestem pół wampirem, lub pół człowiekiem, czy czymkolwiek innym. Potrzebuję odpowiedzi. Musze przynajmniej wiedzieć kim się staję…

*

– Caitlin?

Obudziła się zdezorientowana. Spojrzała w górę i zobaczyła Caleba stojącego nad nią. Jego dłonie delikatnie spoczywała na jej ramieniu. Uśmiechnął się.

– Chyba przysnęłaś – powiedział.

Rozejrzała się dookoła. Kiedy spostrzegła otwarty dziennik na swoich kolanach, w popłochu go zamknęła. Zarumieniła się na samą myśl o tym, że mógł zacząć go czytać. Zwłaszcza fragment o jej uczuciach do niego.

Usiadła i przetarła oczy. Była noc, a ogień wciąż się tlił. On też musiał dopiero się obudzić. Zastanawiała się, jak długo spała.

– Przepraszam – powiedziała – Nie spałam od kilku dni.

Uśmiechnął się znowu i zrobił kilka kroków w stronę paleniska. Dorzucane przez niego szczapy drewna trzaskały i syczały w ogniu. Poczuła jak ciepło dociera do jej nóg…

Stał tam, wpatrując się w ogień, a w miarę jak pogrążał się w myślach, uśmiech z jego twarzy powoli znikał. W tym świetle wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie, jeśli to w ogóle było możliwe. Jego szeroko otwarte, duże jasnobrązowe oczy, zmieniły kolor na jasnozielony.

Caitlin wyprostowała się i zobaczyła, że jej kieliszek był wciąż pełny. Wzięła łyk i znowu poczuła to przyjemne ciepło w środku. Od dłuższego czasu nic nie jadła, tym szybciej więc alkohol uderzał jej do głowy. Dopiero, gdy zauważyła stojący na ziemi drugi plastikowy kieliszek, przypomniała sobie o swoich dobrych manierach.

– Napijesz się? – zapytała, po czym nerwowo dodała – Chodzi mi o to… nie jestem pewna czy pijesz…

Roześmiał się.

– Tak, wampiry też piją wino – powiedział z uśmiechem i podszedł do niej z wyciągniętym kieliszkiem.

Zaskoczył ją. Nie swoimi słowami, a swoim śmiechem. Był taki miękki i elegancki. I jak wszystko w nim, niezwykle tajemniczy.

Kiedy podnosił szklankę do ust, spojrzała mu w oczy z nadzieją, że odwzajemni jej spojrzenie.

I tak też uczynił.

W chwilę po tym, jak ich spojrzenia spotkały się, oboje odwrócili wzrok speszeni. Poczuła, jak jej serce zaczęło szybciej bić.

Caleb wrócił na swoje miejsce, rozłożył się na sianie i spojrzał na nią. Miała wrażenie, że uważnie się jej przygląda. Poczuła się nieswojo.

Odruchowo przesunęła dłonią wzdłuż swojego ciała i natychmiast pożałowała, że ma na sobie takie łachy. Próbowała przypomnieć sobie, w co dokładnie jest ubrana. Gdzieś po drodze, nawet nie do końca wiedziała gdzie, zatrzymali się na chwile w jakimś mieście i tam poszła do jedynego sklepu, jaki znalazła – Armii Zbawienia – i kupiła jakieś ubrania na zmianę.

Spojrzała w dół zniesmaczona, ledwo siebie samą rozpoznając. Miała na sobie podarte, wytarte dżinsy, trampki o rozmiar zbyt duże i koszulkę pod swetrem. Na wierzchu miała zbyt duży, wyblakły, fioletowy płaszcz w groszki, w którym brakowało guzika. Ale przynajmniej był ciepły. A w tej chwili właśnie tego najbardziej potrzebowała.

Czuła się skrępowana. Dlaczego musiał oglądać ją w takim stroju? Takie już miała szczęście, że kiedy po raz pierwszy poznała faceta, który naprawdę się jej podobał, musiała wystąpić w takich szmatach. W stodole nie było łazienki, a nawet gdyby była, ona i tak nie miała żadnych przyborów kosmetycznych. Znowu zakłopotana odwróciła wzrok.

– Długo spałam? – zapytała.

– Nie jestem pewien. Sam dopiero się przebudziłem – powiedział, odchylając się do tyłu i przeczesując włosy dłonią – Polowałem wcześnie tego wieczoru. A to mnie zawsze bardzo wyczerpuje.

Spojrzała na niego.

– Opowiedz mi o tym – poprosiła.

Spojrzał na nią.

– O polowaniu – dodała – Jak to działa? Czy… zabijasz ludzi?

– Nie, nigdy tego nie robię – odpowiedział.

Kiedy zbierał myśli, w pokoju panowała cisza.

– To skomplikowane, jak zresztą wszystko, co związane z wampirami – powiedział – To zależy od rodzaju wampira jakim jesteś i do jakiego klanu należysz. Ja poluję wyłącznie na zwierzęta. Głównie jelenie. I tak jest ich zbyt wiele, a ludzie polują na nie i nawet ich nie jedzą.

Na jego twarzy pojawiła się zaduma.

– Inne klany nie są jednak tak łaskawe. Oni żerują na ludziach. Zazwyczaj niepożądanych.

– Niepożądanych?

– Bezdomnych, włóczęgach, prostytutkach… tych, których zniknięcie nie zostanie zauważone. Tak zawsze było. Nie chcą zwracać na siebie uwagi.

– To dlatego mój klan, mój gatunek, uważamy za czystej krwi, a inne gatunki za nieczyste. To, czym się karmisz… tego energię przejmujesz.

Caitlin siedziała tam, zamyślona.

– A co ze mną? – zapytała.

Spojrzał na nią.

– Dlaczego tylko czasem dopada mnie potrzeba… polowania?

Zmarszczył brwi.

– Nie jestem pewien. Z tobą jest inaczej. Ty jesteś półkrwi. To coś niezwykle rzadkiego… Wiem tylko tyle, że u ciebie zmiany przychodzą z wiekiem. Inni są przemieniani w jedną noc. U ciebie ten proces jest stopniowy. Odnalezienie się w nowej rzeczywistości może zająć ci trochę czasu.

Caitlin przypomniała sobie to uczucie straszliwego, wręcz oszałamiającego głodu. To pragnienie opętało ją, nie pozwoliło myśleć o niczym innym. To było przerażające. Bała się, że kiedyś to się powtórzy.

– Skąd mogę wiedzieć, kiedy znowu to zrobię?

Spojrzał na nią.

– Tego nigdy nie wiesz.

– Ale ja nie chcę zabić człowieka – powiedziała – Nigdy.

– Nie musisz. Możesz polować na zwierzęta.

– A co, jeśli wtedy będę gdzieś, skąd nie będę mogła wyjść?

– Musisz nauczyć się to kontrolować. To wymaga praktyki. I siły woli. Nie jest łatwe. Ale jest możliwe. Można to kontrolować. Przez to musi przejść każdy wampir.

Caitlin wyobrażała sobie, jak to jest karmić się żywymi zwierzętami. Wiedziała, że jest szybsza, niż kiedykolwiek, ale nie wiedział, czy wystarczająco szybka. A nawet jeśli udałoby jej się złapać tego jelenia, to co miałaby z nim zrobić?

Spojrzała na niego.

– Nauczysz mnie? – zapytała z nadzieją.

Spojrzał na nią, a ona poczuła, jak wali jej serce.

– Polowanie jest rzeczą świętą w naszej kulturze. Odbywa się zawsze w samotności – powiedział cicho i pokornie – Z wyjątkiem … – urwał.

– Z wyjątkiem? – zapytała.

– Ceremonii ślubnej. By zjednoczyć ze sobą męża i żonę.

Zmieszany odwrócił wzrok. Poczuła przypływ krwi do policzków. W pomieszczeniu nagle zrobiło się bardzo ciepło.

Zadecydowała, że nie będzie dłużej nalegać. Póki co nie czuła głodu, wróci wiec do tematu, kiedy zajdzie taka potrzeba. Miała nadzieję, że wtedy będzie przy niej.

Poza tym, w głębi duszy nie była zainteresowana polowaniem, wampirami, czy mieczami. Tak naprawdę interesował ją głównie on. A konkretniej to, co do niej czuł. Chciała mu zadać tak wiele pytań. Dlaczego podjąłeś dla mnie takie ryzyko? Czy zrobiłeś to tylko po to, by odnaleźć miecz? Czy był może jeszcze inny powód? Czy zostaniesz ze mną, gdy odnajdziesz swój miecz? Mimo że romansowanie z człowiekiem jest zabronione, czy dla mnie złamiesz tą zasadę?

Nie znalazła w sobie jednak odwagi, by je wszystkie zadać.

Zamiast tego powiedziała:

– Mam nadzieję, że znajdziemy twój miecz.

Lipa, pomyślała. To wszystko, na co cię stać? Czy kiedyś zdobędziesz się na odwagę, by powiedzieć to, o czym naprawdę myślisz?

Jego energia była dla niej zbyt intensywna. Gdy był przy niej, nie była w stanie jasno myśleć.

– Ja też mam taką nadzieję –  odpowiedział – To nie jest zwykła broń. Nasz gatunek pragnie go od wieków. Mówi się, że to najdoskonalszy miecz turecki, wykonany z metalu, który może zabić każdego wampira. Dzięki niemu bylibyśmy niezwyciężeni. Bez niego …

Urwał. Najwyraźniej bał się nawet wypowiedzieć te słowa.

Caitlin pragnęła, by Sam był tam z nimi, by pomógł im odnaleźć tatę. Znów rozejrzała się po stodole. Nie było tam po nim żadnego śladu. Znowu pożałowała, że po drodze straciła swóją komórkę. Gdyby miała telefon, wszystko byłoby o wiele łatwiejsze.

– To było ulubione miejsce Sama – powiedziała – Byłam przekonana, że go tu znajdziemy. Wiem na pewno, że wrócił do tego miasta. Nigdzie indziej by nie pojechał. Jutro pójdziemy do szkoły, porozmawiamy z moimi przyjaciółmi. Dowiem się wszystkiego.

Caleb skinął głową.

– Myślisz, że wie, gdzie jest twój ojciec? – zapytał.

– Nie mam pewności – odpowiedziała – Ale wiem, że on wie o nim dużo więcej niż ja. Stara się go odnaleźć od wielu lat. Jeśli ktoś coś wie, to tylko on.

Caitlin przypomniała sobie te wszystkie chwile z Samem, jego poszukiwania, dzielenie się z nią nowymi tropami i ciągłe rozczarowania. Wszystkie noce, kiedy przychodził do jej pokoju i siadał na krawędzi łóżka. Pragnienie odnalezienia ojca zżerało go od środka. Ona z resztą też tego chciała, ale nie tak, jak on. Cierpiała za każdym razem, kiedy widziała ból rozczarowania w jego oczach.

Caitlin pomyślała o ich spapranym dzieciństwie, o straconym czasie. W kąciku jej oka pojawiła się łza. Zawstydzona, prędko ja wytarła z nadzieją, że Caleb tego nie zauważył.

A jednak. Podniósł głowę i uważnie jej się przyglądał.

Wstał powoli i usiadł obok niej. Był tak blisko, że czuła jego energię. Była niezwykle intensywna. Jej serce zaczęło bić mocniej.

Delikatnie przesunął dłonią po jej twarzy, odgarnął niesforny kosmyk włosów. Otarł łzę z kącika oka i dalej z policzka. Przez ten cały czas nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Czuła, jak się jej przygląda.

– Nie martw się – powiedział miękkim, kojącym głosem – Razem znajdziemy twojego ojca.

Ale nie to ją martwiło. Bardziej bała się tego, że Caleb będzie chciał ją opuścić.

Zastanawiała się, czy pocałuje ją, kiedy odwróci twarz w jego stronę. Ponad wszystko pragnęła poczuć dotyk jego warg.

Nie mogła zmusić się jednak do wykonania tego pierwszego kroku.

Miała wrażenie, że minęły godziny, zanim wreszcie zdecydowała się podnieść głowę .

On jednak już na nią nie patrzył. Rozłożył się wygodnie na sianie, oczy miał zamknięte, spał, a łuna ogniska oświetlała delikatny uśmiech na jego twarzy.

Usiadła bliżej niego, opierając głowę tuż przy jego ramieniu. Prawie go dotykała.

I to prawie jej wystarczało.

...
6