Sprawa o gniazdo, o żabę, o kąpiel. Daj nos, Dajnowski.
Zgadnijcie, ile spraw rozpatrywał sąd kolonii Wilhelmówki w ciągu dwóch sezonów.
Czterdzieści trzy sprawy.
Okropnie dużo. Jeśli jednak zważyć, że dwoje dzieci, bawiąc się w pokoju, potrafi często w ciągu godziny pięć razy pokłócić się, poskarżyć mamie, znów pogodzić i znów pokłócić, to dla stu pięćdziesięciu chłopców na wsi w ciągu czterech tygodni i znów stu dwudziestu w ciągu następnych czterech – ta ilość spraw47 sądowych nie jest zbyt wielka.
A wyroki?
Najwyższa kara: dwadzieścia minut klęczenia – tylko dwóch chłopców dotknęła…
Ileż to razy zdawało się, że chłopiec bardzo zawinił; a kiedy sąd wniknął we wszystkie szczegóły – wina stawała się mniejszą, małą, maleńką.
P. starszy, S. i B.48 zniszczyli gniazdo ptasie. W gniazdku było pięć jajek.
Zrabowane gniazdo oskarżeni sami rozebrali i obliczyli, że było w nim49: siedemdziesiąt trzy piórka, dwieście osiemdziesiąt słomek, dwieście czterdzieści sześć źdźbeł kory brzozowej, sto czterdzieści osiem włosów końskich. Ileż to pracy drobnej, słabej ptaszyny poszło na marne. A te jajeczka małe, toż to dzieci ptasząt. Dom zrujnowany, dzieci zabite!
Oskarżyciel żądał najsurowszej kary, ale głos zabrał obrońca:
– Sędziowie, spójrzcie na oskarżonych. Jeden z nich płacze, jeden siedzi smutny, a jeśli trzeci się śmieje, to dlatego tylko, by ukryć swój smutek. Sędziowie, czy by oni popełnili czyn tak zły i niemądry, gdyby wiedzieli to, co teraz wiedzą?
Długo mówił i tymi słowy zakończył obrońca:
– Sędziowie, zapewniam was: że gdyby ten ptaszek był tu obecny, mógł do was przemówić, na pewno tak by powiedział: „Chłopcy wyrządzili mi wielką, wielką krzywdę, ale przebaczcie im, bo kara ani nam chatki naszej nie powróci50, ani nie wskrzesi nam dzieci. Poproście jednak, aby tego nigdy nie robili, bo i my mamy serca, które umieją kochać i przebaczać”. Sędziowie, nie bądźcie gorsi od małej ptaszyny.
Wyrok w dosłownym brzmieniu głosi:
„Dnia 3 lipca, w piątek, po podwieczorku, sąd kolonii złożony z sędziów: Tarkowskiego z grupy A, Holca z grupy B, Antczaka z grupy C, Faszczewskiego z grupy D i Spychalskiego z grupy E – rozpatrywał sprawę o zniszczenie gniazda ptasiego przez: P., S. i B. Wszyscy przyznali się dobrowolnie do winy.
Sąd, biorąc pod uwagę, że:
1. zniszczono gniazdko po raz pierwszy;
2. zrobiono to nie w złej myśli, nie w celu skrzywdzenia bezbronnego i niewinnego ptaszka;
3. winni nie wykręcali się, nie kłamali, a51 od razu i wyraźnie wszystko opowiedzieli…
Sąd, biorąc to pod uwagę, postanowił:
B. i P. starszy jeść będą dziś kolację osobno.
Dalej sąd, uznając udział S. w zniszczeniu gniazda za niedowiedziony i widząc szczery żal jego, postanowił:
S. przebaczyć…”
Gorsza była następna sprawa, a jakkolwiek i tu obrońca próbował choć w części usprawiedliwić oskarżonych, wyrok wypadł po myśli prokuratora:
„Tenże sąd na tymże posiedzeniu rozpatrywał sprawę o męczenie i zabicie żaby przez W. Sąd, biorąc pod uwagę, że:
1. W. chciał zobaczyć serce żaby, o którym w szkole opowiadał i na obrazku pokazywał w Warszawie nauczyciel;
2. W. jest pierwszy raz na kolonii i mógł nie wiedzieć, jak bardzo zabrania się tu męczenia zwierząt,
postanowił łagodnie ukarać oskarżonego.
Zważywszy jednak, ile bólu sprawił niewinnemu stworzeniu – wyznaczył karę: dziesięć minut klęczenia”.
„Tenże sąd na tymże posiedzeniu rozpatrywał sprawę Z. oskarżonego o zabicie dwóch żab.
Sąd, biorąc pod uwagę, że Z. uczynił to bez żadnego powodu, gdyż nie można uważać za dostateczny powód, że żaby przestraszyły go podczas zbierania poziomek, postanowił ukarać Z. przez klęczenie w ciągu dwudziestu minut.
Tym, którym wyrok ten może się wydawać zbyt surowym, sąd przypomina, jak bardzo cierpiały dręczone żaby.
Sąd przypomina z naciskiem, że nie wolno śmiać się z odbywających karę, a to pod grozą poniesienia kary podwójnej”.
Druga surowa kara dwudziestominutowego klęczenia przypada w udziale Staśkowi, który stale się spóźniał, nigdy po trąbce nie przychodził z lasu i szukać go trzeba było zawsze.
Jedna tylko sprawa wyłączona była spod władzy sądu koleżeńskiego i tę rozpatrywał sąd złożony z dozorców.
Kilku chłopców poszło kąpać się w rzece – jest to największe kolonijne przestępstwo.
Bo pomyślcie tylko: rodzice powierzają dziecko koloniom letnim; jeszcze w zimie pamiętać musieli, by iść do zapisu52, potem do lekarskiego badania53, a jeszcze metrykę trzeba było odszukać. Niełatwo matce oderwać się od gospodarstwa, biec do biura z odległej ulicy; a ile się natroskała: czy aby wyślą, czy miejsc nie zabraknie, a może na próżno się trudzi?
Po co tyle troski i zachodów? Po to, by dziecko na wsi przyszło nieco do zdrowia.
I nagle matka otrzyma wiadomość, że syn się utopił w rzece! Taki wypadek miał raz miejsce, lat temu piętnaście, i od tej pory najsurowiej zabrania się dzieciom chodzić samym do rzeki.
Cóż z tego, że jeden z chłopców, którzy poszli się kąpać, pływa tak dobrze, że Wisłę tam i z powrotem przepłynie? Jeśli dziś jemu pozwolimy, to jutro wymknie się jakiś niedołęga, a o nieszczęście tak łatwo.
Dozorcy napisali do rodziców karty otwarte tej treści:
„Niniejszym zawiadamiamy Szanownego Pana, że syn Jego wydalił54 się samowolnie z kolonii i poszedł do kąpieli bez dozorcy. Prosimy o zawiadomienie, jak go za to ukarać. Rzeka jest głęboka i za skutki podobnych wycieczek odpowiedzialności na siebie brać nie możemy.
Dozorcy dzieci”.
Jednakże obiecano chłopcom, że karty wysłane nie będą, jeśli dadzą wszyscy uroczyste zapewnienie, że do końca sezonu sami do kąpieli nie pójdą ani razu.
I do dziś dnia karty te leżą w mojej szufladzie, zachowane na pamiątkę o pięciu dzielnych chłopcach, którzy mieli odwagę przyznać się do przewinienia i mieli taki hart ducha, że choć ich nęciła rzeka, dotrzymali danego przyrzeczenia.
Wyrosną z nich dzielni ludzie!
Najwięcej spraw cywilnych, to jest spraw, gdzie chłopiec, a nie dozorca oskarża – dały nam przezwiska.
Sowińskiego nazywają Sową, Stachlewskiego – Staśka, Frankowskiego – Frankiem albo Żydkiem, Achcyga – Zechcygiem.
Na Pajera wołają: Frajer Pierwszy albo Frajer Pompka, na Nowakowskiego: Cip, cip, cip, nowa kokoszka; a Dajnowskiego za nos łapią i mówią: Daj nos, Dajnowski.
Kto się nazywa Janek, ten zbił dzbanek, kto Felek – ten zjadł babie serdelek. Michniewski – Cygan, Gajewski – stary gajowy – gruszek na wierzbie pilnuje, a Omelańczyk – ele mele dudki.
Nie każdy się o przezwiska obraża.
Boćkiewicza nazywają Bocianem, Szczepańskiego – Ciamarą55, innego – Paluszkiem, Kumą, Bednarzem, a wcale się nie gniewają. A królowie nasi: Łokietek, Krzywousty, Laskonogi, Śmiały – czyż nie nosili przezwisk, które przeszły nawet do historii?
Jeśli ktoś jednak nie chce być Imbrykiem, Chińczykiem, Babcią, Waligórą, Ciocią, Słoniem lub Fajtłapą, ma zupełne prawo, tylko że na sądzie więcej z tego śmiechu niż pożytku, bo najczęściej obie strony są winne. Kaza nazwał Smolarka szczeniakiem, ale Smolarek nazwał Kazę kozą.
Olsiewicz powiedział:
– Czekaj, Babciu, dam ja ci po obiedzie.
Ale Gajewski nasypał Olsiewiczowi kaszy do kompotu.
Nie przypominam sobie, by która56 ze spraw cywilnych nie zakończyła się zgodą.
Okręt „Burza”. Statek „Błyskawica” i dostojny pasażer. Budowa „Nadziei”.
Pozwalać czy nie pozwalać chłopcom drapać się na drzewa? – długo biedzili się dozorcy; jeśli pozwolić, spaść który może, jeśli zakazać, robić to będą potajemnie.
– Stań tu i kiwnij, jak pan będzie szedł.
Stojący na czatach kiwnął, chłopiec na łeb na szyję złazi z drzewa – i tym bardziej obsunąć się może. Wreszcie przyjemniej pozwalać niż zakazywać.
Wybawił dozorców z kłopotu Chabielski, założywszy pierwszy w Wilhelmówce okręt na drzewie. Chabielski tak opowiedział historię swego okrętu:
Pewnego razu, gdy mi się nudziło, spotkałem Iwanickiego i zaproponowałem mu zabawę w okręt. Zgodził się, zaczęliśmy szukać pochyłego drzewa. Znaleźliśmy je przy górze, koło polanki. Drzewo składa się z dwóch części: przedniej pochyłej – jest to przód okrętu, i tylnej wysokiej – na bocianie gniazdo. Obie części okrętu łączy pomost: jest to gruba gałąź, którą się zakłada na sęki obu drzew. Przód okrętu zajmują majtkowie i sternik. Sterem jest długa, zwieszająca się gałąź. Nieco wyżej siedzi maszynista koło grubego sęka. Sęk jest maszyną, a kluczem od maszyny patyk zakończony widełkami; kluczem puszcza się parę.
Okręt nosi nazwę: „Burza”…
Ulepszenia szły jedno po drugim. Między kajutą a pokładem są teraz schody z kijów; połączono pomostem maszynę ze sterem. Kotwicą jest gruby pniak z korzeniem znaleziony na odległej wycieczce w lesie.
Na okręcie jest dwóch nurków, którzy natychmiast zeskakują do morza, o ile coś spadnie.
„Burza” bywa niekiedy okrętem korsarskim i wówczas goni statki handlowe bądź przed pościgiem ucieka. Niekiedy jest statkiem rybackim; wówczas zarzucają rybacy do morza długie drągi, którymi wciągają schwytane wieloryby.
Odjazd odbywa się w następujący sposób:
Kapitan trzy razy pociąga za sznurek, przy każdym pociągnięciu za sznurek maszynista gwiżdże, podnosi się kotwicę, maszyna zaczyna syczeć – rozwija się żagle. Ach, gdyby choć ręcznik na żagiel. Teraz majtek wchodzi na bocianie gniazdo, patrzy przez lunetę na morze i „Burza” wyrusza w drogę.
Kapitan posiada mapę i kompas.
Obok okrętu są szałasy Zielińskiego i Lokajskiego, załoga okrętu po nużącej podróży znajduje tam gościnę.
Raz zbuntowali się majtkowie, jak to miało miejsce i na okręcie Kolumba – nie chcieli spełniać rozkazów, bombardowali okręt szyszkami. Jednego z nich schwytano, drugi – uciekł. Za nieposłuszeństwo został wysadzony na bezludnej wyspie i więcej się już nie bawił.
Na ich miejsce wzięto Tomka Galasa, który doskonale chodzi po masztach i pełni służbę na bocianim gnieździe.
Raz okręt spotkała na morzu burza. Kapitan rozkazał zwinąć żagle i kierując się strzałką kompasu, zawinięto do portu.
Raz okręt napadli korsarze. Załoga rozdzieliła się na dwie partie: jedną poprowadził do ataku kapitan, druga, z Iwanickim na czele, zaszła z tyłu, zadała wrogowi ciężką porażkę.
Liczne zmiany zachodziły ciągle w załodze okrętu. Pomocnikiem kapitana po Iwanickim był Olek Ligaszewski, później Kossowski. Po Galasie objął gniazdo bocianie Szczęsny, potem Lobański. Bo często nurek albo majtek „Burzy” zakładał sobie później własny okręt.
Бесплатно
Установите приложение, чтобы читать эту книгу бесплатно
О проекте
О подписке