Читать бесплатно книгу «Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca» Фредро Александр полностью онлайн — MyBook
image

SCENA V

Radost, Albin (chustka w ręku, tragicznym tonem).

RADOST

 
Cóż cię, panie Albinie, sprowadza tak wcześnie?
 

ALBIN

 
Niestety!
 

RADOST

 
Jak wzdychałeś, tak wzdychasz boleśnie.
 

ALBIN

 
Ach! jakże nie mam wzdychać, kiedy w smutku tonę;
Kiedy nocne minuty łzami przeliczone!
 

RADOST

 
A ja ci radzę, wypogódź twe czoło,
Nie bądź Gustawem – lecz kochaj wesoło:
Te elegije i miłosne żale
Młodej dziewczyny nie podbiją wcale;
A zwłaszcza Klarę, co jak iskra żywa,
Jeżeli westchnie, to wtedy gdy ziéwa;
Klara, co spocząć, rzadziej milczeć zdoła,
Sprzeczna z układu, z natury wesoła,
Lęka się smutku, któregoś obrazem.
 

ALBIN

 
Ach! możnaż kochać i nie płakać razem?
 

po krótkiem milczeniu

 
Już dwa lata się kończą, jak powabność Klary
Wznieciła moją miłość bez granic, bez miary.
Nie ma dnia, bym nie błagał najczulszem wejrzeniem;
Samem już tylko teraz oddycham westchnieniem;
Łzami skrapiam jej ślady, skrapiam całą drogę:
I kamień już bym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę.
 

RADOST

 
Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie znaczy.
 

ALBIN

 
Ach!
 

RADOST

 
Cóż dalej chcesz robić?
 

ALBIN

 
Co? – Umrę z rozpaczy.
 

RADOST

 
Może cię kocha.
 

ALBIN

 
Kocha? – Umarłbym z radości.
 

RADOST

 
Każ więc sobie zawczasu dzwonić z przezorności.
 

ALBIN

 
Ja płaczę, ty się śmiejesz.
 

RADOST

 
Śmiej się i ty razem.
 

ALBIN

 
Ach, posłuchaj mnie raczej, nie dręcz tym rozkazem.
Myślałem, że wytrwałość najczystszych płomieni
Nienawiść w łagodniejsze uczucia przemieni,
Ową nienawiść mężczyzn powziętą z rachuby,
Którą w duszy piastuje, z której szuka chluby.
Ach, błędna myśl, niestety! zwodnicze nadzieje!
Jej serce coraz stygnie, a moje goreje!
 

RADOST

tymże tonem

 
Bywaj zdrów!
 

ALBIN

 
Ach, gdzie idziesz?
 

RADOST

jak wprzódy

 
Ach, idę do siebie.
 

ALBIN

 
Nie litujesz się żalu, opuszczasz w potrzebie.
 

RADOST

 
Chciałbym jeszcze do domu pojechać na chwilę.
 

dobywając zegarka

 
Tylko że już podobno… jeśli się nie mylę…
Oho! tak to już późno! Wdaj się tylko z trzpiotem:
U niego jak rozsądek, tak wszystko na potem.
 

ALBIN

chwytając go za rękę

 
Czekaj, zwierzyć ci muszę straszną tajemnicę.
 

RADOST

przestraszony

 
Dla Boga, co to będzie!
 

ALBIN

 
Rzecz całą oświécę.
 

RADOST

 
Albinie; ja truchleję!
 

ALBIN

 
Zachowasz ją święcie?
 

RADOST

 
Mów!
 

ALBIN

 
Klara i Aniela mają przedsięwzięcie…
Słuchaj i zapłacz, nigdy – nie iść za mąż.
 

RADOST

zadziwiony i wstrzymując się od śmiechu

 
Szczerze?
 

Na znak potakujący Albina Radost parska śmiechem.

Albin.

 
Co? – Ty się śmiejesz z tego?
 

RADOST

 
Śmieję, bo nie wierzę.
 

ALBIN

 
Ja ci ręczę.
 

RADOST

 
I skąd wiesz?
 

ALBIN

 
Wiem pewnie.
 

RADOST

 
Daj Boże!
 

do siebie:

 
Taki bodziec Gustawa obudziłby może.
Byle mu wierzył./ do Albina
Dzięki za dobrą nowinę.
 

ALBIN

 
Jak to, Radoście, dobrą? – Dobrą, a ja ginę.
 

RADOST

 
Nie zginiesz, będziem żyli.
 

ALBIN

 
Ty się śmiejesz zawsze.
 

RADOST

 
Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskawsze.
 

Odchodzi w lewe drzwi środkowe.

ALBIN

 
O miłości, miłości! ty żalów przyczyno!
Złorzeczyć ci nie mogę, bo mile łzy płyną.
Lecz Klaro! kiedyż równą odpłacisz mi miarą?
Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro! Klaro! Klaro!
 

SCENA VI

Albin. Aniela, Klara

wchodzą przed ostatnim wierszem z prawych drzwi środkowych.

KLARA

cicho stanąwszy przy Albinie

 
Po raz pierwszy, drugi, trzeci!
Na wezwanie takie dzielne,
Powtórzone po trzy razy,
Nawet duchy nieśmiertelne,
Jak posłuszne ojcu dzieci,
Porzucając ciemne cele,
Stają władcy brać rozkazy.
Mogęż spóźnić przyjście moje?
Otóż jestem, otóż stoję.
 

ALBIN

całując w rękę

 
Ach!
 

KLARA

 
Nic więcej?
 

ALBIN

 
To tak wiele.
 

Klara

 
Ach, urągasz miłości.
 

KLARA

śmiejąc się

 
Urągam? – broń Boże!
 

ALBIN

 
Twoje serce bez czucia.
 

KLARA

 
Lwie, tygrysie może?
 

ALBIN

 
Nikt go zmiękczyć nie zdoła.
 

KLARA

 
Nie każdy, to pewnie.
 

ALBIN

 
Ja tak kocham.
 

KLARA

 
A ja nie.
 

ALBIN

 
Ja płaczę tak rzewnie.
 

KLARA

 
Ja się śmieję.
 

ALBIN

 
Okrutna! Poznasz mnie po stracie.
 

KLARA

 
Okrutna! sroga! niestety! o nieba!
 

do Anieli

 
Uchodźmy prędko, tu miłość na czacie,
Prędko, Anielo, dowierzać nie trzeba.
 

Śpiewa:

 
Tak babunia nam śpiewała,
Ja uciekam, pókim cała.
 

ALBIN

 
Zostań, okrutna, zostań! Uwolnię twe oczy
Od smutnego przedmiotu, co ich świetność mroczy.
Cieszy cię moja męka? – Ciesz się więc do woli:
Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli.
Jedna tylko pociecha mej duszy zostaje,
Żem nie zasłużył wzgardy, której dziś doznaję.
 

ANIELA

 
Panie Albinie! któż tak ściśle bierze?
Zostań się z nami, wszak ci to są żarty.
 

KLARA

 
Com powiedziała, powiedziałam szczerze.
 

ALBIN

 
A ja wszystkiemu co do słowa wierzę.
 

KLARA

 
Godzien pochwały, kto nie jest uparty.
 

ALBIN

 
Godzien litości, kto pokochał Klarę,
Bo razem w litość stracił wszelką wiarę.
 

Odchodzi w prawe drzwi boczne.

SCENA VII

Aniela, Klara.

ANIELA

 
Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi.
 

KLARA

 
Cóż? Pójść za niego?
 

ANIELA

 
Ja tego nie mówię;
Lecz gorycz losu niech litość osłodzi,
Niech mu przynajmniej o przyczynie powie.
 

KLARA

 
Na co? Niech kocha, płacze, jęczy, kona.
 

ANIELA

 
Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga.
 

KLARA

 
Gardzę miłością, jestem niewzruszona.
 

ANIELA

 
Wszak ci się znajdzie łagodniejsza droga:
I na cóż tam słów, gdzie dosyć na znaku.
 

KLARA

 
Może mam przed nim, dygnąwszy trzy razy,
Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku,
Prosić lękliwie, aby bez urazy
Przyjął odpowiedź, wprawdzie niezbyt miłą,
Ale ogólną dla całej płci jego? —
 

ANIELA

 
O, pewnie, pewnie, lepiej by tak było,
Niż wciąż powtarzać w obliczu biednego,
Że jego miłość, równie jak osoba,
Ani cię bawi, ani się podoba.
 

KLARA

 
Wierz mi, Anielo, wszystko to za mało.
Nie wiesz, jak twarde jest serce mężczyzny,
Jak prędko rany umie ściągnąć w blizny,
Blizny, co potem stają mu się chwałą.
Nic ich próżności nie zbije, nie skarci,
Im więcej przeszkód, tem więcej uparci.
Łaj, gardź, nienawidź – oni w nienawiści,
Gniewie i wzgardzie mają swe korzyści,
Tak, że nareszcie czasem z nas niejedna,
Tracąc cierpliwość, tracąc głowę, biedna,
Znudzona walką, ze wszech stron ściśnięta,
Musi pokochać, by pozbyć natręta.
 

ANIELA

 
Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie?
Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli,
Co się tak czai, tak układa snadnie,
By zyskać ufność i zdradzić po chwili.
Lecz że źli oni, mamyż być takiemi?
 

KLARA

 
O, były, były kobiety dobremi,
I jakiż tego zwyczajny był skutek?
Radość dla mężczyzn, dla nas gorżki13 smutek,
Wspomnij tę książkę.
 

ANIELA

 
Nigdy nie zapomnę:
Męża Kloryndy życie wiarołomne.
 

KLARA

ze wzrastającym zapałem

 
I żal jednego twą zemstę zwycięża?
Żal, że chciał dopiąć i celu nie dopnie?
I my nasz zamiar: «nigdy nie mieć męża»
Mamy oznajmiać, głosić nieroztropnie?
Wszystkim do razu odebrać nadzieję?
I miłość własną każdego ocalić?
O nic, nic z tego, moi dobrodzieje!
Wy, co ze zwycięstw lubicie się chwalić,
U nóg, tu, każdy, niech kark zgina hardy,
Każdy z osobna dozna naszej wzgardy.
 

ANIELA

z zapałem

 
Wzdychaj więc każdy!
 

KLARA

z zapałem

 
I kochaj się we mnie.
 

ANIELA

 
Dlaczegóż w tobie?
 

KLARA

 
By jęczał daremnie.
 

ANIELA

 
I moje serce nie więcej im sprzyja.
 

KLARA

 
Anielo! ręka! Powtórzmy tu śluby
Nam wiecznej chwały, a im wiecznej zguby.
 

Razem podając sobie ręce, mówią razem i powoli.

 
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
Nienawidzieć ród męski, nigdy nie być żoną.
 

ANIELA

 
Nienawidzieć, tak, oprócz mego stryja.
 

KLARA

 
I mego ojca.
 

ANIELA

 
I stryjecznych braci.
 

KLARA

 
I pana Jana…
 

ANIELA

 
I pana Karola.
 

KLARA

 
I Józia…
 

ANIELA

 
Kazia, Stasia…
 

KLARA

 
Hola! hola!
 

ANIELA

 
Na ostrożności nikt nigdy nie straci.
 

po krótkiem milczeniu

 
Zatem już kochać nie wolno nam będzie?
 

KLARA

 
Jedna dla drugiej kochankiem się stanie.
 

ANIELA

zamyślona

 
Jedna dla drugiej – a tak – to przykładnie…
Lecz powiedz, Klaro, oświeć mnie w tym względzie:
Czy oni nigdy nie kochają szczerze?
 

KLARA

po krótkiem milczeniu

 
Nigdy? – hm? – Pewnie.
 

ANIELA

 
Na cóż to udanie?
 

KLARA

 
Na co i po co, nic nie wiem w tej mierze.
Lecz com czytała, pamiętam dokładnie:
«Że miłość gorsza nad wszelką przygodę,
Że masz się kochać, wolisz skoczyć w wodę».
 

ANIELA

 
Klaro! zmiłuj się, w wodę! – to za wiele!
 

KLARA

 
Tak, nie inaczej! tak było w tem dziele.
 

ANIELA

 
Taką więc sprawą rzecz wcale nieładna,
Że każda kocha, nie topi się żadna.
 

KLARA

 
Bo do przyszłości duch każdy przykuty,
Żyje dla nieba, kocha dla pokuty.
 

ANIELA

 
O, wy mężczyźni!
 

KLARA

 
Piekło was zrodziło!
 

ANIELA

 
Że nie ma kraju, gdzie by was nie było!
 

KLARA

prędka rozmowa

 
A nasz pan Gustaw, laleczka warszawska.
 

ANIELA

 
O, ten się nawet udawać nie trudzi.
 

KLARA

 
Jeśli przemówi, to już wielka łaska.
 

ANIELA

 
Chce się ożenić, bo się czasem nudzi.
Przynajmniej uszy od jęków ocalę.
 

KLARA

 
Mnie by ta pewność nie cieszyła wcale;
Niech każdy kocha i w tem ma swą karę.
 

ANIELA

 
Ach, gdyby można miłości dać wiarę,
Byłoby szczęście większe na tym świecie?
 

KLARA

 
Było przed laty, wszak pamiętasz przecie,
Cośmy czytały?
 

ANIELA

 
Czy ja mam w pamięci?
Jak tylko wspomnę, w głowie mi się kręci.
 

SCENA VIII

Pani Dobrójska, Aniela, Klara, Albin.

Albin, wszedłszy, opiera się o ścianę blisko stolika i z założonemi rękami, często wzdychając, oka nie spuszcza z Klary.

PANI DOBRÓJSKA

wchodząc, do Albina:

 
Kocha się, kto się kłóci, dawne to przysłowie.
 

KLARA

całując ją w rękę

 
Czy się ciocia kłóciła?
 

PANI DOBRÓJSKA

do Klary:

 
Oj, zielono w głowie.
 

KLARA

 
O, nie!
 

PANI DOBRÓJSKA

 
O, tak.
 

KLARA

 
Dlaczego?
 

ANIELA

 
Klara, moja mamo,
Bywa bardzo rozsądna.
 

KLARA

 
Aniela toż samo.
 

ANIELA

 
Zgadzamy się we wszystkiem.
 

KLARA

 
Radzimy wzajemnie.
 

PANI DOBRÓJSKA

 
Kiedy dwie głowy radzą daremnie,
Rozsądna zatem Klara rozsądnej Anieli
Zapewne jej uwagi rozsądnej udzieli,
Że grzeczność, a szczególniej w swojej matki domu,
Najmniejszej przynieść krzywdy nie może nikomu;
A nawzajem Aniela poradziła Klarze,
Że obojętność szydzić niekoniecznie każe.
 

KLARA

kłaniając się nisko Albinowi

 
Panie Albinie, bardzo dziękujemy.
 

ANIELA

do Dobrójskiej

 
Trzebaż się starać o pana Gustawa?
 

PANIE DOBRÓJSKA

 
Ale nie krzywić, nie dąsać się zawsze.
 

Siadają przy okrągłym stoliku i robótki biorą, prócz Klary.

ANIELA

szybka rozmowa

 
On nas nie widzi.
 

KLARA

 
I ślepy, i niemy.
 

ANIELA

 
Mamże14 go błagać o względy łaskawsze?
 

KLARA

 
Mówić, gdy milczy; gdy nudzi, zabawiać?
 

ANIELA

ironicznie

 
I jakaż na wsi może być zabawa!
 

KLARA

podobnie, coraz prędzej

 
I z wieśniaczkami o czemże rozmawiać!
 

ANIELA

 
O pięknym czasie15, albo słotnej porze.
 

KLARA

 
Miejskim rozumem zaćmiłby nas może.
 

ANIELA

 
Przez litość, gęstą daje mu zasłonę.
 

KLARA

 
Przez litość, drzemiąc, stara się o żonę.
 

PANI DOBRÓJSKA

 
Już to mnie przegadacie, moje piękne damy.
 

ANIELA

 
Ależ, mamo kochana! cóż my robić mamy?
 

KLARA

 
Kiedy na sofie rozparty szeroko,
Półgębkiem gada, śpi na jedno oko,
Mamyż mu śpiewać arietkę wesołą?
Albo z girlandą tańcować wokoło?
 

Klara, mówiąc ostatni wiersz, robi kilka kroków tańca z chustką w ręku. Albin rzuca się i odrzuca krzesło za nią stojące.

ALBIN

 
Przebóg!
 

KLARA

 
Cóż?
 

ALBIN

 
Krzesło.
 

KLARA

rozgniewana

 
Ach! Z panem… prawdziwie…
Nawet potknąć się nie można!
 

ALBIN

 
Niestety.
 

ANIELA

do Dobrójskiej

 
Bardzo rozsądnie.
 

PANI DOBRÓJSKA

śmiejąc się

 
Ja sama się dziwię.
Nie arietki, nie, ani też balety,
Lecz grzeczność, skromność, to wasze zalety.
 

KLARA

ironicznie

 
Zresztą, jest Radost, jest Albin, jest Gustaw…
Trzech mężczyzn! to sąd podług męskich ustaw;
Trzech! razem! ogrom! i czegóż im trzeba?
Cóż rozum kobiet, ten słaby twór nieba,
Co się im zbliżyć nawet praw nie rości,
Dałby za korzyść tym sędziom honoru,
Wszechwładcom świata, skarbonom mądrości?
Nasze uczucia, nie sięgając wzoru,
Na męskiej duszy twór zawsze wyniosły
Pęta by tylko albo skazę niosły.
 

PANI DOBRÓJSKA

 
Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza.
Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza;
Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa
Co swoje błędy karci, a cudzym pobłaża.
 

SCENA IX

P. Dobrójska, Aniela, Klara, Albin, Gustaw.

Albin stoi przy prawej stronie sceny, przy nim siedzi przy stole pierwsza Klara, druga Aniela, trzecia Dobrójska, robótkami zajęte. – Gustaw wchodzi i, skłoniwszy się, stawia krzesło na środku – siada obrócony do parteru trochę na przodzie sceny – Gustaw w tej scenie mówi z roztargnieniem, aby tylko co mówić, z początku swoim ubiorem zajęty.

GUSTAW

 
Przecie deszcz ustał – pogodniej na niebie.
 

KLARA

 
Arcyprzyjemna aura, w samej rzeczy.
Do Anieli
Że grzecznie bawię, nikt już nie zaprzeczy.
A teraz kolej, Anielo, na ciebie.
 

PANI DOBRÓJSKA

do Klary z nieukontentowaniem

 
Klaro, czy znowu?
do Gustawa
Albin mówił właśnie,
Że z nowej chmury nowa grozi słota.
 

ALBIN

 
Dla mnie pochmurno, ach, nawet ciemnota.
Bo i nadzieja powoli już gaśnie,
Kiedy mym smutkiem Klara ucieszona.
 

KLARA

zniecierpliwiona

 
Ach nie, wcale nie, smuci się, i bardzo.
 

GUSTAW

zawsze z roztargnieniem, byle co mówić

 
Panie pracują.
 

KLARA

 
Mężczyźni tem gardzą
Lubo w tej pracy najprędsza obrona
Przeciw tym nudom, w które wieś obfita.
 

PANI DOBRÓJSKA

do Klary z nieukontentowaniem

 
Czy ty się nudzisz?
 

KLARA

 
Mnie się ciocia pyta?
 

GUSTAW

jak wprzódy

 
Słabym się czuje, kto szuka obrony.
 

KLARA

 
O sobież tylko myśleć nam wypada?
 

GUSTAW

pozierając 16 na Albina

 
Tak, i o bliskich – to pięknie i hojnie.
 

KLARA

ze wzrastającym zapałem

 
Bliski, niebliski może być znudzony.
 

ANIELA

do Klary na stronie

 
Klaro, daj pokój.
 

GUSTAW

zawsze obojętnie

 
Ogólna więc rada…
 

KLARA

 
Rady dość nigdy....
 

GUSTAW

sens kończąc

 
Dla popsutych dzieci.
 

KLARA

 
Wiem zatem, gdzie się zwracać.
 

GUSTAW

obojętnie

 
Do zwierciadła.
 

PANI DOBRÓJSKA

 
Klara nie może rozmawiać spokojnie.
Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci.
 

GUSTAW

wyciągając się na krześle

 
O, proszę pani, mnie to dosyć bawi.
 

KLARA

urażona, ironicznie

 
Czy tak? Doprawdy? Nie byłabym zgadła,
Że moja mowa takie cuda sprawi./ Do Albina
Ach, proszęż mnie tak nie ścigać oczyma.
 

ALBIN

z westchnieniem

 
I tego wzbraniasz?
 

KLARA

 
Ach, bo miary nié ma.
do Anieli
Żeby choć mrugnął, mogłabym się skrzywić.
 

PANI DOBRÓJSKA

po krótkiem milczeniu

 
Pan Gustaw mógłby i słusznie się dziwić,
Że wiejska cisza, a zwłaszcza w tej porze,
Dla kogokolwiek przyjemną być może.
 

GUSTAW

mówi coraz wolniej

 
I owszem, owszem… wcale się nie dziwię…
Wieś jest przyjemna,/ Ziewa skrycie.
przyjemna prawdziwie.
 

KLARA

do Anieli na stronie:

 
Widzisz?
 

ANIELA

 
Co?
 

KLARA

 
Ziewa.
 

ANIELA

 
Grzeczny…!
 

KLARA

(sens kończąc)

 
Ciocia powie./ głośno
Otóż to grzeczność…
 

na wejrzenie Dobrójskiej

 
Chwalić wbrew gustowi.
 

GUSTAW

coraz wolniej

 
Nie, wieś ma swoje wdzięki… mówię szczerze.
 

Ziewa skrycie.

 
Na wiosnę kwiatki… listki… trawki świeże,
A w lecie, w lecie!… są te… piękne żniwa;
No i w jesieni…/ ziewając/
także… tam coś bywa;
W zimie wieczory… tak… w zimie… wieczory;
Są, są zabawy… o, są każdej pory.
 

Ziewa i wkrótce zaczyna drzemać.

PANI DOBRÓJSKA

 
W nas to samych zabawy i nudów przyczyna.
Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina,
Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu,
Jeśli w ciągłym odmęcie śród17 gwaru, hałasu,
Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi,
Wtedy jak wieś, tak miasto, koniec końców – znudzi.
Dlatego nas zapewne nadzieja nie mami,
Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami.
 

KLARA

po krótkiem milczeniu, cicho

 
Pst! Ciociu!/ pokazując śpiącego Gustawa
Już się bawi.
 

PANI DOBRÓJSKA

 
A! co tego…
 

KLARA

 
Chodźmy stąd wszyscy.
 

ANIELA

 
Zostawmy samego.
 

ALBIN

 
Ja i w nocy tak nie śpię.
 

PANI DOBRÓJSKA

 
To za wiele.
 

KLARA

 
Chodźmy.
 

PANI DOBRÓJSKA

 
Ale nie…
 

ANIELA

ciągnąc za rękę

 
Moja mamo, proszę.
 

KLARA

biorąc za drugą rękę

 
Ja także za nim suplikę zanoszę:
Wszakże się wyśpi, jak sobie pościele,
Tak sobie posłał, niechże śpi do woli.
 

do Albina

 
No, chodźże waćpan – prędzej! – pst! – powoli.
 

Wszyscy wychodzą – Gustaw śpi – wkrótce wbiega Radost – przypatruje się z żalem Gustawowi – zakłada ręce i siada na krześle, na którem siedziała pani Dobrójska.

Бесплатно

0 
(0 оценок)

Читать книгу: «Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca»

Установите приложение, чтобы читать эту книгу бесплатно